Powrót króla. Chyba nie zmienimy wagi znaczenia tego zwrotu używając go w kontekście Diego Costy. Hiszpan w styczniu wrócił do klubu, z którego wypłynął na szerokie wody i od razu fani Atletico Madryt powitali go jak bohatera. Sam Costa dał im z resztą do tego odpowiednie powody. W swoim pierwszym meczu w Pucharze Króla od razu wpisał się na listę strzelców, a w piątek przy własnej publiczności tego samego dokonał w starciu ligowym z Getafe. Notabene, do ciekawego incydentu doszło tuż po golu Diego, który podbiegł do kibiców by tam cieszyć się żywiołowo z powrotu do domu. Sędzia stwierdził, że było to niezgodne z przepisami i pokazał mu po raz drugi w tym meczu żółty kartonik co oczywiście skutkowało wyrzuceniem z boiska. W tym momencie można powiedzieć, że Diego Costa wrócił na dobre… w końcu to nie pierwsza kontrowersyjna sytuacja w karierze Hiszpana.

Spod skrzydeł Atletico w kolejne zakątki futbolowego topu wylatywało już wielu klasowych napastników. Wśród nich byli Diego Forlan, Sergio Aguero, Radamel Falcao czy Fernando Torres. Tylko ten ostatni jak dotąd wrócił do Madrytu przed Costą i chociaż kibice wciąż darzą go szacunkiem i sympatią to jego ponowne przyjście do klubu nie odbywało się w glorii chwały bo i sam Torres nie był już tym samym jakościowo zawodnikiem. Z Costą może być inaczej, bo po dosyć udanej – jakkolwiek nie zakończonej – przygodzie z Chelsea zasila szeregi poprzedniej drużyny, na której wyniki może mieć naprawdę spory wpływ. Jeżeli prawdziwe okażą się doniesienia o transferze Griezmanna, to gra w ofensywie może znów być oparta właśnie na Diego. Celowo pomijamy więc często używane stwierdzenie „syna marnotrawnego”, bo Costa nie wraca jako wypalona gwiazda, która chce jeszcze pograć na odpowiednim poziomie przed emeryturą, ale jako ktoś, kto może być ważna część układanki Simeone.

W Chelsea przez trzy sezony zdołał strzelić 58 goli oraz zaliczyć 24 asysty w 120-stu meczach. Spoglądając na bilans rozegranych minut w „The Blues” oraz w Atleti przed przeprowadzką do Anglii, w Londynie radził sobie minimalnie gorzej, co nie zmienia faktu, że jego dorobek z okresu gry dla Chelsea, z którą zdobył dwukrotnie Mistrzostwo Anglii oraz wywalczył Puchar Ligi Angielskiej, stoi wciąż na dosyć wysokim poziomie.

Powrót na stare śmieci nie oznacza jednak możliwości odstawienie nogi. Pomijając już fakt, że Costa jest akurat ostatnim piłkarzem, który mógłby się tak zachować, wymagania zarówno zarządu, trenerów jak i kibiców wciąż są wysokie. Jak już było wspomniane, to nie jest solidne wzmocnienie ławki, to ma być ktoś ważny dla zespołu. Kwota, którą włodarze z Madrytu zapłacili Chelsea wyniosła aż 66 milionów euro, czyli o 28 mln€ więcej niż kwota, za którą Diego odchodził na wyspy. Taka transakcja może mieć tylko jedno przesłanie – klub wierzy, że kupuje kogoś, kto z nadwyżką spłaci wyłożoną za niego sumę.

Diego Costa w chwili obecnej ma 29 lat i wygląda na to, że przynajmniej na razie nie zamierza zwalniać tempa i zmierzać ku końcowi kariery. Jego powrót wywołał sporo dyskusji już latem, gdy Hiszpan zdecydował się na półroczny rozbrat z piłką, by z nowym rokiem dołączyć do ekipy Atletico. Rzeczywistość po powrocie okazała się dla niego bardzo przyjemna, ale nie należy też wyciągać pochopnych wniosków. Na ocenę wyników Diego Costy przyjdzie czas po zakończeniu sezonu, ale w tej chwili powiedzieć możemy jedno. Kibice na Wanda Metropolitano znów mają swojego nowego-starego bohatera i z takim wsparciem na pewno łatwiej o sukces sportowy. W świecie futbolu powrót piłkarza znajdującego się w podobnej sytuacji czysto piłkarskiej jest rzadkością, co sprawiam że i sam zainteresowany na swojej wyrobionej już marce może budować przykład zjawiska niecodziennego, który przyciąga uwagę wielu osób.

Autor Artykułu: Wojtek Heczko

 

Leave a Reply