Karuzela obłędu w Ekstraklasie

W ostatnich latach występy polskich klubów w europejskich pucharach to – za wyjątkiem jednego sezonu, w którym Legia awansowała do Ligi Mistrzów – jedna wielka kompromitacja. Przyczyn może być wiele, ale my skupmy się dzisiaj na jednym aspekcie, który jest problemem polskich realiów od wielu lat. Mowa tu o bardzo częstych zwolnieniach trenerów, którzy zazwyczaj nie mają szansy długoterminowej pracy w jednym klubie. W tej chwili spośród wszystkich trenerów pracujących w klubach grających w obecnym sezonie w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce najdłuższy staż należy do szkoleniowca Górnika Zabrze, z którym klub ze Śląska awansował do ekstraklasy w poprzednim sezonie. Marcin Brosz według danych portalu Transfermarkt w klubie pracuje od pierwszego lipca 2016, czyli dokładnie 612 dni. Cóż, nie wydaje się to wynik zbyt imponujący. Wystarczy przywołać przykład chociażby Jurgena Kloppa, który nie został zwolniony przez władze Liverpoolu po roku pracy, mimo że klub z Anfield wciąż czeka na jakiś sukces sportowy. Zaufano mu i dano czas na zbudowanie drużyny i trzeba przyznać, że patrząc na statystyki Liverpoolu, przede wszystkim ofensywne, z tego sezonu zaczyna to wyglądać coraz bardziej obiecująco. Średni czas pracy trenera w polskim klubie to około pół roku!

Spośród trenerów, którzy dokładnie rok temu pracowali w danym klubie, na stanowisku oprócz Marcina Brosza do dziś pozostali tylko Nenad Bjelica z Lecha Poznań oraz Jan Urban ze Śląska Wrocław. Ktoś może powiedzieć, że polski trener to zły trener, który nie potrafi odpowiednio zadbać o drużynę. I szczerze można żałować, że ciężko zgodzić się z tą tezą, ponieważ ten sam trener pracuje w kilku klubach z ekstraklasy jeden po drugim i jednego dnia jest wyrzucany przez zarząd, następnego otrzymuje nagrodę „Trenera roku”, kolejnego zostaje szkoleniowcem innej drużyny, by za chwilę zostać zwolnionym – tak było w przypadku Macieja Bartoszka. Dlatego nie można stwierdzić jednoznacznie, że jest to trener słaby lub dobry w swym fachu. Gdybyśmy mogli powiedzieć: Tak, polscy trenerzy stoją na bardzo niskim poziomie to przynajmniej mielibyśmy zdiagnozowany problem, a tak wszyscy widzą, że jest nie najlepiej, a nikt nic nie robi. Jest grupa kilkunastu fachowców, wśród których zazwyczaj dokonuje się wyboru. Taka wciąż kręcąca się karuzela to absolutny obłęd. To tak jakby kupować do samochodu zamiast nowych części, używane starocie, które po miesiącu znów trzeba wymienić. Natomiast te, których się pozbywamy wcale nie zostają wyrzucone, tylko są pieczołowicie „naprawiane” po to by służyć znów nie dłużej niż miesiąc komuś innemu. Jak to jest możliwe, że Maciej Skorża pracował zarówno w Wiśle Kraków (w czasach gdy należała do czołówki), Legii Warszawa i Lechu Poznań? Wyobrażacie sobie sytuację, w której jakiś trener prowadzi w swojej karierze wszystkie kluby z top4 w Premier League lub La Liga? Takie sytuacje nie mają miejsca.

Polskie kluby rzadko szukają kogoś innego, boją się ryzyka. Wolą postawić na kogoś, kto już pracował w kilku klubach w Polsce, bo mniej osób zarzuci im w przypadku nieudanej przygody błędny wybór. Skoro już przywołaliśmy do tablicy postać Skorży, to warto wspomnieć, że z każdym ze wspomnianej trójki zasłużonych, polskich klubów odnosił sukcesy. Tylko, że od razu w momencie kryzysu dziękowano mu za współpracę. Swego czasu odwagę pokazały władze Zagłębia Lubin. Gdy w sezonie 2013/2014 spadli do I Ligi wcale nie zwolniono pracującego sezon Piotra Stokowca, ale postanowiono zaufać mu na dłużej. I już rok później „Miedziowi” świętowali powrót do Ekstraklasy. Co więcej, jako beniaminek zajęli na koniec następnych rozgrywek trzecią lokatę! Piotr Stokowiec końcem 2017-go roku został zwolniony, bo żadna współpraca trenera z klubem nie może trwać wiecznie i nie należy popadać od skrajności w skrajność. Czy to była dobra decyzja czy nie to już pozostawmy do oceny każdemu z osobna, ale zwracamy uwagę na to, że jeśli dogada się z trenerem koncepcję budowania drużyny to nawet jak coś nie idzie na początku, w przyszłości może zaowocować. Mówi się, że coraz bliżej zwolnienia jest także Nenad Bjelica, ponieważ oczekiwania w Poznaniu są większe niż obecne wyniki zespołu. Cóż, z jednej strony Lech ostatni wyjazdowy mecz wygrał 20-stego sierpnia, ale z drugiej wciąż ma szanse na Mistrzostwo i może lepiej było by pozostawić go na stanowisku przynajmniej do końca sezonu? Ciekawie sprawę ujął na Twitterze Michał Leniec, który napisał:

„Rok 2018. Jozak – 7 punktów – budżet 120 mln – twórca potęgi Dinama, czarodziej, Midas. Bjelica – 7 punktów – budżet 45 mln – klaun na wylocie, skandaloza, circus. Fakt, nie opinia.” To oczywiście kontrowersyjny wpis, ale nie da się ukryć, że trochę prawdy w nim jest.

Właściciele Polskich klubów nie mają cierpliwości dla trenerów i dopóki jej nie nabiorą szkoleniowcy będą zmieniali pracodawców z taką samą częstotliwością i szybkością jak partnerki w tańcu belgijskim. Kręcimy się wciąż na tej nieszczęsnej karuzeli, a najgorsze jest to, że większość zamiast zacisnąć zęby i wyskoczyć z niej ryzykując trochę bólu, woli kręcić się jeszcze szybciej.

Leave a Reply