„Wenger out” staje się faktem

Od wielu miesięcy sympatykom futbolu znane było hasło „Wenger out”, które wywieszali głównie kibice Arsenalu dając do zrozumienia szkoleniowcowi ich klubu, że to już najwyższy czas by odejść z Londynu. Z czasem stało się ono obiektem żartów i znalazło się w wielu memach. Arsene Wenger – bo oczywiście o nim tutaj mowa – wciąż pełnił jednak funkcję trenera Arsenalu i tak naprawdę nikt nie wiedział kiedy nastąpi koniec ery Francuza. Aż nagle otrzymaliśmy informację, że człowiek, który za sterami jednego klubu znajdował się od 1996-stego roku po 22 latach pracy zakończy ją po sezonie 2017/2018. Pewnym jest, że nie odchodzi na emeryturę, chce dalej pracować jako trener, ale na razie nie wiemy gdzie. I cóż, z takimi historiami bywa tak, że niby wszyscy domagali się odejścia Wengera a gdy wreszcie stało się to faktem niejednemu kibicowi nie tylko Arsenalu łezka zakręciła się w oku gdy spojrzał nostalgicznie wstecz. Ostatnie lata nie były dla Kanonierów usłane różami, ale za kadencji Arsene’a klub odniósł kilka znaczących sukcesów i dlatego sześćdziesięcioośmiolatkowi należy się szacunek za ogół pracy jaką wykonał.

Chociaż początkowo stwierdzono, że Francuz sam zrezygnował z prowadzenia Arsenalu to na konferencji przed półfinałowym meczem Ligi Europy sam zainteresowany stwierdził, że nie była to do końca jego decyzja, można więc przypuszczać, że został do tego przez władze niejako zmuszony. Skoro mowa była o sukcesach to prześledźmy je sobie na przestrzeni lat. Swój pierwszy sukces w Arsenalu odniósł już rok po objęciu tego klubu sięgając po podwójną koronę – Mistrzostwo i Puchar Anglii. Już wtedy w składzie Londyńczyków znajdowali się m.in. Patrick Vieira (jeden z kandydatów na nowego trenera), Dennis Bergkamp czy też Tony Adams. W kolejnych dwóch sezonach łupem Arsenalu padał Superpuchar. Kolejny kapitalny sezon to rozgrywki 2001/2002 i powtórzenie wyczynu z 1999-tego roku. Wtedy w czerwonej koszulce biegali tacy zawodnicy jak Freddie Ljungberg, Sylvain Wiltord, Robert Pires czy Thierry Henry oraz wspominani już Vieira, Bergkamp i Adams. Wspaniałe pokolenie piłkarzy, którzy byli wzorem dla wszystkich fanów Arsenalu. W sezonie 2002/2003 Puchar i Superpuchar Anglii, rok później kolejne Mistrzostwo, w kolejnym sezonie powtórka z kampanii 02/03. Fenomenalny okres w historii klubu, za którego sterami stał wielki, legendarny Arsene Wenger.

W tym czasie w zespole pojawili się Alexandr Hleb, Cesc Fabregas, Jens Lehmann i Gilberto Silva. Aż wreszcie nadszedł moment, w którym coś jakby przestało funkcjonować. Złote pokolenie doznało dotkliwej porażki w finale Ligi Mistrzów i właśnie tej przegranej najbardziej żałuje sam Wenger. Naszpikowany gwiazdami Arsenal w 2006-stym roku stawił czuła równie wspaniałej ekipie Barcelony i od 36-stej minuty długo prowadził dzięki trafieniu Campbella, ale w 76-stej oraz 81-szej minucie kolejno Eto’o i Beletti odwrócili losy tego meczu. Od tego czasu Wegner sięgnął jeszcze po 3 Puchary i dwa Superpuchary Anglii, ale to już nie była ta magia, którą wszyscy podziwiali. Brak kolejnych tytułów mistrzowskich oraz sukcesów na arenie międzynarodowej sprawił, że blask Wengera gdzieś uleciał i szacunek skierowany w stronę Francuza odnosi się do przeszłości, w której zrobił on niesamowicie dużo dla klubu z Londynu. Nic jednak nie może wiecznie trwać i każda przygoda kiedyś się kończy. Ta trwała nadzwyczaj długo i kończy pewną epokę. Od 1996-stego roku Arsene Wenger zapisał kilka pięknych historii na kartach Arsenalu i nikt temu nie może zaprzeczyć. O przeszłości należy pamiętać, ponieważ pozwala nam często zrozumieć kim jesteśmy, ale nie wolno nią żyć, wiecznie łudząc się, że ona powróci, bo to choć byłoby rzeczą piękną, jest niemożliwe.

 

Leave a Reply